— On-by ciebie zapytał się: a kto jest niewinny człowiek? — Izraelita, czy Edomita?
— Edomita! — echowym głosem odpowiedział Meir.
Spojrzał w górę, jakby namyślał się; wzruszył ramionami, jakby czemuś dziwił się wewnętrznie; a potém zatopił wzrok w twarzy Bera.
— Ber! — wyrzekł, — czy ty Edomitów nienawidzisz?
Zapytany wstrząsnął przecząco głową.
— Nienawiść przykra jest sercu, — odpowiedział. — Kiedyś... jak ja młody byłem... chciałem nawet pójść do nich i zawołać: ratujcie! Teraz kontent jestem, że nie zrobiłem tego i ze swoimi zostałem, ale nienawiści żadnéj w sercu mojém dla nich nie mam...
— I ja nie mam, — żywo potwierdził Meir. — A czy ty myślisz, — zapytał, — że Kamionker ich nienawidzi?
— Nie, — zaprzeczył Ber, — on tylko doi ich jak krowy i ma dla nich wzgardę za to, że oni interesów swoich nie pilnują i pozwalają, żeby on ich oszukiwał.
— A Todros czy ich nienawidzi? — zapytał jeszcze Meir.
— Tak; — energiczniéj niż kiedy potwierdził Ber, — Todros ich nienawidzi. A dla czego on ich nienawidzi? Bo on nie żyje w tym samym czasie, co my wszyscy... on żyje ciągle w tym czasie, w którym Rzymski cesarz świątynię Jerozolimską zburzył i lud Izraelski z Palestyny wygnał, i w którym Żydów palili na stosach i po całéj ziemi gnali. On oddycha, jé i chodzi teraz, ale myśli i czuje tak, jak gdyby żył 2000 i 1000 lat temu. On nic nie wié o tém, że od śmierci przodka jego, Todrosa, co z Hiszpanii tu przybył, mnóstwo lat płynęło ciągle, jak wielka i bystra rzeka, i że na téj rzece pływali mądrzy i dobrzy ludzie, przynoszący światu mądre i dobre rzeczy, i że od tego dalekiego czasu świat zmienił się, a ludzie, którzy nienawidzili i prześladowali jedni drugich, ręce sobie do zgody podali... On nic nie wié, co na świecie dzieje się... nu! jak on ma wiedziéć? on od urodzenia swego nigdy z Szybowa nie wyjeżdżał, a oczy jego nie widziały innych książek, jeno te, które mu po dziadach, pradziadach zostały, — i żadnego człowieka z innego narodu, jak tylko z narodu Izraelskiego.
Meir słuchał i głową z lekka wstrząsał, jakby w myśli swéj potwierdzał słowa towarzysza.
— To ja nie mam po co do niego iść... — rzekł po chwili namysłu.
— Ja dla tego szukałem ciebie, ażeby ci to powiedziéć, — odparł Ber. — On nie zabroni Kamionkerowi krzywdzić dziedzica Kamiońskiego, bo jemu będzie zdawać się, że dziedzic Kamioński pochodzi z narodu Idumejczyków, który wojował z Jozuem, albo z narodu Rzymskiego, który bałwanom kłaniał się i świątynię Jerozolimską zburzył, albo z narodu Hiszpańskiego, który, 500 lat temu, bardzo Żydów udręczał... On nawet z tobą rozmawiać nie zechce, bo ty w jego oczach kofrimem, niedowiarkiem jesteś, i on do tego czasu na głowie twojéj
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/211
Ta strona została przepisana.