od sterczącéj przy rudym czepku czerwonéj róży; ktokolwiekby widział postać tę i twarz, leniwo przesuwające się w atmosferze dusznéj od tłumnych wyziewów ludzkich i odurzającéj wyziewami alkoholicznych napojów; przypuścić-by nie mógł, że była to żona handlarza i przedsiębiercy na wielką skalę, właściciela jednéj z największych w prowincyi fortun pieniężnych.
Trudnoby téż było odgadnąć przedsiębiercę na wielką skalę i posiadacza kapitałów znacznych w rudym, małym człowieczku, który, w wyszarzanym, długim aż do ziemi surducie, z szyją ukrytą w zwojach czerwonawéj chusty, stał teraz w jednym z gościnnych pokoi domu swego, o kilka kroków zapewne od progu.
Był to ten pokój właśnie, w którym świetniały żółte, odwieczne sprzęty z podartém i brudném obiciem, a także stojące na oknach w glinianych wazonach czarne monstra roślinne.
Reb Jankiel Kamionker stał o kilka kroków od progu, a gość jego, dziedzic Kamioński, siedział na żółtym fotelu, paląc cygaro i półżartobliwym, półzamyślonym wzrokiem patrząc na Reb Jankla.
Młody pan był wysoki, słusznéj i silnéj postaci; ciemne włosy miał nad otwartém czołem, a na całéj twarzy, delikatnéj, choć pozłoconéj zlekka od skwarów letnich, wyraz łagodny, trochę dobroduszny i dość myślący.
Wesoła żartobliwość, która kiedyniekiedy świeciła w oczach szlachcica, obudzona snadź była widokiem niepozornéj postaci, piegowatéj twarzy i długich ognistych pejsów Reb Jankla. Zamyślał się zaś on chwilami dla tego zapewne, że niepozorny Rebe z długiemi pejsami rozmawiał z nim o ważnym dlań interesie.
Młody pan zresztą, z otwartém, myślącém czołem i łagodnemi usty, nic a nic nie wiedział o tém, z kim właściwie rozmawia. Stał przed nim Żyd, dzierżawca jego gorzelni, i koniec na tém. Kimże mógł on być więcéj, jak Żydem i dzierżawcą gorzelni?
Że mógł on być jeszcze czynnym i wpływowym członkiem pewnego silnie i odrębnie zorganizowanego społeczeństwa, doskonałym pobożnym, zostającym u prawowiernéj części społeczeństwa tego we czci wysokiéj, mistykiem, oczekującym nadejścia dnia Messyaszowego z wiarą taką, z jaką oczekiwali go ludzie plemienia jego przed kilkunastu wiekami; że był on uczonym i bogaczem, przed którym powstawali z głębokim szacunkiem wszyscy biedacy i prostacy narodu jego; że nakoniec około niekształtnych, piegowatych, niedobrze umytych rąk jego, obmotywały się nici licznych losów ludzkich, żydowskich i chrześciańskich: o tém dziedzic Kamioński, z myślącém czołem i łagodnemi usty, najlżejszego nie miał wyobrażenia.
To téż na myśl mu nawet nie przyszło zachęcić piegowatego, rudego Żyda, aby zbliżył się doń o parę kroków więcéj i usiadł w obecności jego. Reb Jankiel także o zbliżaniu się i siadaniu w obecności szlachcica nie myślał. Nie myślał o tém, bo w okolicznościach podobnych stanie pokorne było mu zwycza-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/215
Ta strona została przepisana.