Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/232

Ta strona została przepisana.

mogę. A coby na to powiedziała dusza ojca mego, Hersza, którego drogami on chce chodzić, a którego sądzić mnie nie wolno? Ożenić jego prędko ja także nie mogę, bo dziecko to nie takie jest, jak wszystkie. Harde i zuchwałe ono jest i w kajdany okuć się nie da. On już zresztą tak splamiony i srogiemi naganami cały okryty, że jemu żaden bogaty i uczony Izraelita córki swojéj za żonę nie da...
Tu głos Saula zadrżał znowu upokorzeniem wielkiém. Tegoż doczekał się, że wnuka jego, najulubieńszego niegdyś ze wszystkich, żadna już z dostojniejszych rodzin Izraelskich za syna swego przyjąć nie zechce!
— Wysłać jego ztąd, — mówił daléj, — ja także nie mogę... bo mnie strach, żeby on na szerokim świecie nie wygnał do reszty z serca i głowy swojéj wiary swoich ojców... Ja jestem teraz tak, jak ten wielki i uczony rabbin, o którym takie pisanie jest, że miał on syna bezbożnego bardzo, który pod sekretem od niego chazar (wieprzowinę) jadł. Ludzie radzili jemu, żeby on syna tego w świat wysłał i biedzie a tułaczce srogiéj w ręce oddał. Ale on powiedział: niech syn mój przy mnie zostanie i na zmartwioną postępowaniem jego twarz moję patrzy ciągle, bo widok ten serce jego miękkiém i posłuszném zrobić może, a sroga bieda przemieni je w twardy kamień...
Umilkł Saul i wszyscy milczeli. Milczenie to przerywały tylko od czasu do czasu westchnienia dwóch niewiast, siedzących za mężami swymi. W izbie ciemniało coraz.
Po chwili przyciszonym nieco i nieśmiałym jakby głosem Ber mówić zaczął:
— Pozwólcie, ażebym ja dziś przed wami otworzył serce moje. Ja rzadko mówię, bo ile razy mówić chciałem, na mnie spadały dawne przypomnienia z mojéj młodości, a głos mój odzywał się z pod nich, jak z pod ziemi, i najcichszym był ze wszystkich głosów w familii naszéj. Ja więc przestałem mówić i doradzać i patrzałem tylko żony mojéj, dzieci i interesów moich. Ale teraz znów mówić muszę. Na co tu tak długo myśléć o tém, co z Meirem zrobić? Dajcie jemu swobodę. Pozwólcie jemu iść w świat, a gniewem waszym, ani wtrąceniem go w biedę srogą nie karzcie go. Co on zrobił? On wszystkie przykazania synajowe wiernie pełnił i nauki świętéj pilnie uczył się, a wszyscy bracia i wszystkie siostry w całéj familii jego, i nawet ubogi, prosty lud, co w nędzy i ciemnocie żyje, kochają go, jak duszę własną. Czego wy od niego chcecie? za co wy jego karać macie? co on złego zrobił?
Przemówienie to Bera, wypowiedziane wpółleniwym a wpółnieśmiałym głosem, wywarło na wszystkich obecnych silne wrażenie. Żona jego Sara, przelękniona widocznie, ciągnęła go za rękaw od surduta i szeptała mu w ucho: — Szaa! szaa! Ber! na ciebie będą gniewać się za zuchwałe słowa twoje!
Saul kilka razy podniósł głowę i kilka razy pochylił ją znowu. Możnaby rzec, że wdzięczność dla Bera walczyła w nim i z obrazą i gniewem. Porywczy Abram zawołał: