Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/234

Ta strona została przepisana.

rozmaitszych zapytań i przypuszczeń. Lecz po nad gwarem tym rozległo się kilka donioślejszych głosów:
— Kamionka! Kamionka! — zawołali ludzie, lepiéj od innych z miejscowością obznajomieni.
Herste! herste! Kamioński dwór! — pochwycił cały chór głosów.
— Aj! aj! taki wielki dwór! taki piękny dwór!
Były to ostatnie wykrzyki, które, nad tłumem szumiącym za oknami wzbijając się, wniknęły do wnętrza domu Ezofowiczów. Potém tłum ten przepłynął plac, oddalił się ku krańcowi miasteczka, a odgłosy stąpań i rozmów jego odzywały się zdaleka już tylko i niewyraźnie.
Wtedy stary Saul powstał z kanapy i z twarzą zwróconą ku oknu stał długo, nieruchomy i milczący.
Zwolna potém podniósł ręce, które drżały trochę i drżącym téż głosem wymówił:
— Za czasów ojca mego Hersza i za czasów moich nie działy się rzeczy takie na świecie i grzechów takich pośród Izraela nie było... z rąk naszych płynęły na kraj ten srebro i złoto, ale nie ogień i łzy...
Po chwili milczenia, w głębokiéj jakby zadumie pogrążony, ze wzrokiem wciąż wpatrzonym w ogniste niebo, rzekł jeszcze:
— Ojciec mój Hersz z dziadem jego w wielkiéj przyjaźni żył... oni często rozmawiali ze sobą o ważnych interesach, a Kamioński pan, co jeszcze opasywał się pasem złocistym i długą szablę u pasa nosił, do ojca mego Hersza mówił: Ezofowicz! ty wielkie serce w sobie nosisz, i jak nasza strona górę weźmie, my ciebie na sejmie szlachcicem zrobim!... Syn jego nie taki już był, jak ojciec; lecz ze mną grzecznie zawsze rozmawiał; ja w majątku jego wszystko zboże przez trzydzieści lat zakupywałem i w każdéj jego potrzebie kieszeń swoję jemu otwierałem, bo do niéj z ziemi téj, co własnością jego była, wiele zysków płynęło... Kamiońska pani... ona i teraz jeszcze żyje... lubiła bardzo matkę moję Frejdę i raz jéj powiedziała: Pani Frejda ma w domu swoim wiele brylantów, a u mnie jest tylko jeden... Ona brylantem syna swego nazywała, który jeden u niéj był, jak w oku źrenica... tego samego syna swego, którego dom teraz w płomieniach stoi... — Wskazujący palec wyciągnął ku ognistéj łunie i grozą, czy żalem, czy zdumieniem jakiémś zjęty, umilkł, a stojący za nim Rafał z kolei przemówił:
— Kiedy ja ostatni raz w Kamiońskim dworze byłem, stara pani siedziała z synem swoim na ganku i, jak ja o interesie mówić zacząłem, ona do niego powiedziała: pamiętaj Zygmunt, żebyś ty nikomu zboża swego nie sprzedawał, tylko Ezofowiczom, bo oni są ze wszystkich Żydów najuczciwsi i najlepiéj nam sprzyjają. A potém ona mnie się zapytała: czy stara Frejda żyje jeszcze, a syn jéj Saul czy zdrów i czy dużo już wnuków doczekał się? Potém patrzała na syna swego i powiedziała do mnie: Panie Rafał! a ja żadnego jeszcze wnuka nie mam! Ja jéj grzecznie pokłoniłem się i powiedziałem: niech wielmożna