pani sto lat żyje i prawnuków doczeka się! Ja kłamstwa w ucho jéj nie wkładałem. Ja jéj szczerze tego życzyłem. A dla czego jabym miał jéj źle życzyć?
Przestał mówić Rafał, a po chwili Saul, nie odwracając twarzy, zapytał krótko:
— Rafał! wiele ty lat z młodym Kamiońskim handlujesz?
— Ja z nim handluję od tego czasu, jak on wyrósł i gospodarzem zrobił się... on innego kupca, jak tylko mnie jednego, znać nie chce...
— Rafał! czy ty od niego krzywdę jaką miałeś?...
Rafał po namyśle chwilowym odpowiedział:
— Nie; ja od niego krzywdy żadnéj nigdy nie miałem. On trochę pyszny jest, to prawda — i interesów swoich nie bardzo pilnować umie... pohulać on sobie lubi, a kiedy Izraelita kłania się jemu, on głową z wysoka kiwa i za przyjaciela swego miéć go nie chce... ale u niego serce dobre jest, a słowo rzetelne, i w interesach on łatwiéj skrzywdzić się da, niż sam kogo skrzywdzi...
Stojąca za mężem Sara splotła ręce i, wzdychając, a głową kołysząc, jęknęła:
— Aj! aj! taki młody pan, a takie już nieszczęście na głowę jego zwaliło się!
— Taki piękny pan i z taką piękną panną żenić się miał! — zawtórowała żona Rafała.
— A jak on ożeni się teraz, kiedy dom jego płomienie pożrą? — rzekł Saul i dodał ciszéj:
— Na duszę Izraela spadł dziś wielki grzech!
Odpowiadając jakby słowom ojca, Rafał wymówił poważnie i zcicha:
— Na głowę Izraela spadła dziś wielka hańba!
Z kąta izby, do którego najmniéj dochodziły płynące z zewnątrz jaskrawe światła, wyszedł, wysunął się raczéj, Abram. Przygarbiony, z głową schyloną zbliżył się do ojca, drżąc na całém ciele, i rękę jego pochwycił i do ust ją swoich przycisnął.
— Tate! — rzekł, — ja tobie dziękuję za to, że ty mnie do tego należéć nie pozwoliłeś!
Saul podniósł głowę. Rumieniec opłynął mu pomarszczone czoło, energia błysnęła w przygasłych oczach.
— Abram! — rzekł głosem, który brzmiał rozkazująco, — niech tobie w ten moment dwa konie do wozu zaprzęgą. Siadaj ty na wóz i jedź prędko do tych państwa, u których Kamioński gości... Ztamtąd pożaru nie widać... jedź prędko i powiedz jemu, żeby on jechał matkę swoję i dom swój ratować...
Zwrócił się do Rafała.
— Rafał! idź ty do karczmy Jankla i Lejzora... tam kamiońscy chłopi bawią się i piją... Popędź ich, żeby jechali prędko i dom dziedzica swego ratowali...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/235
Ta strona została przepisana.