powiedział, że jeżeli Meir upokorzy się przed nim, a cały lud o przebaczenie grzechów swoich prosić będzie... na głowę jego lżejszy wyrok spadnie...
Oczy wszystkich obecnych zwróciły się ku Meirowi.
— A co ty, Meir, powiesz na to? — zapytano chórem.
Meir Myślał chwilę.
— Dajcie mi trochę czasu, — odpowiedział; — może ja sobie do jutrzejszego wieczora ratunek jaki znajdę...
— A zkąd ty ratunek ten miéć możesz? — zawołano.
— Pozwólcie, żebym ja wam do jutrzejszego ranka nie odpowiadał, — powtórzył Meir.
Kiwając głowami, umilkli wszyscy. Oznaczało to milczące przyzwolenie.
W sercach wszystkich obecnych uczucia obawy i gniewu walczyły z uczuciem dumy. Gniewali się na Meira, lękali się o niego i o spokój a pomyślność całego domu swego, ale zarazem przykra im była myśl, że jeden z członków rodziny ich upokorzyć się ma przed rabbinem i ludem.
— Co-to można wiedziéć, — szepnął Rafał do brata — może on sobie radę jaką znajdzie...
— Może matka jego pokaże się jemu w nocy i nauczy go, jak on ma czynić... — zcicha westchnęła Sara.
Spóźniony obiad odbył się w głuchém milczeniu, przerywaném tylko westchnieniami kobiet i płaczem dzieci, którym matki zabraniały śmiać się i szczebiotać.
Stroskani i posępnie wyglądający członkowie rodziny z zadziwieniem spozierali od chwili do chwili na starą Frejdę, objawiającą wciąż szczególną jakąś niespokojność. Wprawdzie nie mówiła ona nic, ale nie zadrzémała w ciągu obiadu ani razu, owszem poruszała się wciąż na krześle swém, spoglądając to na stłuczoną szybę, to na Meira, to na miejsce pośrodku izby, na które przed parą godzin upadł był kamyk, rzucony z ulicy.
— Co jéj jest? — zapytywali siebie obecni zcicha i z niepokojem.
— Ona sobie coś przypomina, — odpowiadano.
— Ona czegoś lęka się!
— Ona chce coś powiedziéć, ale nie może...
Gdy powstano od stołu, dwie prawnuczki chciały, według zwyczaju, wyprowadzić Frejdę do sąsiedniéj izby i do spoczynku ułożyć, ale ona silnie stopami o podłogę wsparła się i palcem wskazała fotel swój przy oknie stojący.
Po chwili osoby, napełniające obszerną izbę, wysuwać się z niéj zaczęły jedna za drugą. Rafał i Ber wyjechali na resztę dnia do sąsiedniego dworu jakiegoś, w którym mieli do załatwienia ważny dla nich i pilny interes. Abram zamknął się w izbie swéj, ażeby oddać się rachunkom, albo może i nabożnemu czytaniu. Saul rozkazał córkom, aby w domu cicho było i, wzdychając ciężko, legł na łożu swém. Kobiety zgasiły ogień na kuchni, zamknęły zcicha drzwi
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/242
Ta strona została przepisana.