Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/243

Ta strona została przepisana.

bawialnéj izby i wyszły na dziedziniec, gdzie doglądały bawiących się dzieci, szyły i wiodły ze sobą ciche rozmowy.
Prababka pozostała w izbie bawialnéj i — dziwna rzecz! — choć zapanowała w koło niéj cisza głęboka, nie usnęła, nie zadrzémała nawet ani na chwilę. Siedząc w głębokim fotelu swym, patrzała ona na szybę rozbitą i powtarzała wciąż ustami, jakby coś do saméj siebie mówiła. Czasem téż zakołysała głową, obciążoną barwistym zawojem; wtedy dyamentowe spięcie zawoju zdawało się osypywać zżółkłe jéj czoło potokiem iskier, a długie kolce dzwoniły po ogniwach złotego łańcucha.
Poruszała wciąż ustami, a wkrótce i rękoma téż poruszać zaczęła. Mogło się zdawać, że z kimś niewidzialnym, z widmami może, wyłaniającemi się z własnéj pamięci jéj, toczyła żywą jakąś a trudną rozmowę. Nagle wstrząsnęła głową i wymówiła:
— Tak samo było, kiedy mój Hersz pisanie Seniora znalazł... Na niego wtedy źli ludzie kamieniami rzucali...
Umilkła, lecz łzy duże, szkliste opłynęły złotawe źrenice jéj i nieruchome stanęły pod zmarszczoną, drgającą powieką.
Wtedy z ławy, umieszczonéj pod przeciwległą ścianą, wstał Meir i, szybko przeszedłszy izbę, usiadł na nizkim stołku, o który stara kobieta nogi swe wspierała, a splatając na kolanach jéj ręce swe, zapytał:
— Bobe! gdzie jest pisanie Seniora?
Na dźwięk głosu tego, który zapewne, tak jak i twarz Meira, przypominał jéj człowieka gorąco miłowanego w dniach młodości i szczęścia, Frejda uśmiechnęła się. Nie spuściła jednak spojrzenia ku siedzącemu u kolan jéj wnukowi, lecz z za łez, nieruchomo wciąż w oczach jéj stojących, patrzała w przeestrzeń i szeptać zaczęła:
— Kiedy on pierwszy raz pokłócił się z Reb Nochimem i całym ludem, przyszedł do domu swego, usiadł na ławie smutny bardzo i zawołał do siebie żony swojéj, Frejdy. Frejda była wtedy młoda i bardzo piękna; na głowie swéj nosiła zawój biały jak śnieg, a przy ogniu stojąc, który w kuchni palił się, dzieci i sług swoich doglądała. Ale kiedy usłyszała wołanie swego męża, poszła zaraz do niego, stanęła przed nim i przemówienia jego czekała. A on wtedy zapytał się: — Frejdo! gdzie jest pisanie Seniora?...
Szept staréj kobiety umilkł. Natomiast młody mężczyzna u kolan jéj siedzący, zaciskając mocniéj splecione swe ręce, zapytał znowu:
— Bobe! gdzie jest pisanie Seniora?
Głowa kobiety, obciążona barwistym zawojem, zakołysała się zlekka, a wązkie, żółte wargi szeptać znowu zaczęły:
— On pytał się: — gdzie jest pisanie Seniora? Czy je Senior pod ziemię schował? Nie; on go pod ziemię nie schował, bo ono-by tam zgniło i zjadłyby je robaki. Czy on je w ściany domu schował? Nie! on wiedział, że ściany te ogień poźréć może? To gdzie on je schował?... Tak pytał się Hersz,