Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/245

Ta strona została przepisana.

przymierzem Izraela z Czasem, co mu nad głową rzeką wielką płynie, i z Ludami, co piętrzą się w około niego jak wielkie góry...
— Bobe! na mnie starsi w familii ręce swe podnosić zaczęli... odemnie odwrócił lud rozgniewaną twarz swoję... ja jestem ten wnuk twój najulubieńszy, o którym tobie mąż twój, Hersz, mówił... powiedz ty mnie: czy tam, między księgami temi jest pisanie Seniora?
Szeroki, możnaby rzec, tryumfujący, uśmiech roztworzył żółte wargi Frejdy. Wstrząsała głową z uczuciem tajemnéj radości jakiéjś i szeptała:
— Frejda skarbu męża swego dobrze strzegła... ona jego przed wszystkimi, jakby duszy swojéj, broniła... Kiedy ona wdową została, przychodził do domu jéj Reb Nochim Todros i starą szafę ze staremi książkami chciał ogniowi na pożarcie dać... przychodził potém syn Reb Nochima, Reb Baruch Todros i chciał starą szafę ze staremi książkami ogniowi na pożarcie dać... ale ile razy oni przyszli, Frejda starą szafę ciałem swém zasłaniała i mówiła: To dom mój, i wszystko, co w nim jest, moje jest! A jak Frejda przed starą szafą stawała, przed Frejdą stawali synowie i synowie synów jéj i mówili: — To matka nasza, my jéj krzywdy uczynić nie damy! — Reb Nochim gniewał się i poszedł sobie... a Reb Izaak nigdy już nie przychodził, bo wiedział od ojców swoich, że dopóki Frejda żyje... staréj szafy nie poruszy nikt... Frejda skarbu męża swego dobrze strzegła i on leży sobie od tego czasu tam... i śpi sobie...
Przy ostatnich wyrazach stara kobieta wyciągnęła ku szafie oszklonéj, o kilka kroków przed nią stojącéj, pomarszczony palec swój, a śmiech cichy, śmiech wewnętrznéj radości jakiéjś, jakiegoś dziecinnego prawie tryumfu, piersią jéj zatrząsł.
Meir jednym skokiem znalazł się przy szafie, i silniejszą, niż kiedy, bo zgorączkowaną dłonią targnął zamek jéj, skruszony starością i rdzą. Drzwi szafy roztworzyły się naoścież, a z głębin jéj buchnęła chmura pyłu i, jak niegdyś biały zawój Frejdy i złote włosy Hersza, okryła białą powłoką odzież i głowę prawnuka ich... Ale on na to nie zważał i chciwe ręce zatopił pomiędzy księgi te, z których czerpali mądrość wą dwaj przodkowie jego, a wśród których krył się, namiętnie dlań upragniony, drogoskaz życia...
Ale na widok roztwartéj szafy i wylatującéj z niéj chmury pyłu, Frejda pochyliła się téż naprzód, ręce przed się wyciągnęła i zawołała:
— Hersz! Hersz! mój Hersz!
Nie był to już zwykły szept jéj bezdźwięczny, ale okrzyk głośny, wyrywający się z piersi nawskróś przeszytéj radością i bólem wspomnienia. Zapomniała o prawnuku... zdawało się jéj zapewne, że urodziwy młodzieniec ten ze złotemi włosami, osypanemi kurzawą, był cudowném, z nieznanych światów przybyłém do niéj zjawiskiem jéj męża...
Meir zwrócił ku niéj bladą twarz i gorejące swe oczy.
— Bobe! — spytał dyszącym głosem, — gdzie ono jest? u góry? na dole? W téj książce? w téj? w téj?