— Mosze!
— Co, nassi?
— Kiedy on i gdzie obrzydliwość tę czytać będzie?
— On ją czytać będzie w Bet-ha-Midraszu, kiedy słońce zajdzie, a zmrok ziemię okryje...
— Mosze! idź ty zaraz do szamesa (posłańca synagogi) i powiedz mu, że rozkazanie moje jest, ażeby on szedł zaraz do dajonów i do kahalnych i ogłosił im, że kiedy słońce zajdzie a zmrok ziemię okryje, oni wszyscy zebrać się powinni w Bet-ha-Kahole na wielki sąd.
Mosze powstał i zmierzał ku drzwiom, a rabbin wstrząsnął kilka razy głową i, podnosząc rękę, zawołał:
— Biada zuchwałemu, silnemu i nieposłusznemu! Biada temu, którego naruszył trąd, i temu, który roznosi zarazę! biada mu!
Kiedy to mówił, po całéj twarzy jego rozlało się morze ciemnéj, nieubłaganéj nienawiści. A jednak przed kwadransem jeszcze twarz ta pełną była tkliwéj braterskiéj miłości; usta te wymawiały słowa łagodne i pocieszające; w oczach tych stały łzy rozrzewnienia!
Tak w jedném sercu tém mieścić się mogły zarazem łagodność i gniew, dobroć i mściwość, bezbrzeżna miłość i niezbłagana nienawiść; tak z jednego źródła tego płynąć mogły wzniosłe cnoty i posępne zbrodnie...
Tajemnic podobnych, zagadek podobnych spotka wiele ten, kto uważnie wpatrzy się w dzieje ludzkości. W ich-to łonie wyraz: miłosierdzie, dziwacznie pląta się z wyrazem: zemsta, — wyraz: bliźni, z wyrazem: wróg. One-to powielekroć dały światu widok mężów jedną ręką litościwie gojących rany ludzkie, a drugą rozpalających ogniste stosy i obracających kołą tortur... Zkąd pochodzą tajemnice i zagadki szerokich serc i ognistych umysłów tych, tak srodze rozdwojonych i zbłąkanych? — O! czytelniku! gdyby nie istniały na ziemi żywioły pewne, wtrącające w straszliwe obłędy serca i umysły ludzkie, rabbin Izaak Todros byłby może wielkim człowiekiem...
Bądźmy sprawiedliwi! Rabbi Izaak Todros byłby najpewniéj wielkim człowiekiem, gdyby nigdy nie istnieli byli ci, którzy, posługując się ogniem, torturą, — i stokroć gorszą jeszcze od nich — pogardą, zbudowali dla plemienia jego, aż do dalekich, dalekich w przyszłości pokoleń, ciasne, ciemne, trwóg i niechęci pełne, — moralne i umysłowe Ghetto!
∗ ∗
∗ |
Słońce zaszło i na ziemię spływał mrok wieczora. Wielkie synagogalne podwórze mrowiło się ludnością czarną, gęstą, szemrzącą. W łonie ludności téj wrzało cóś i kipiało...
Wnętrze Bet-ha-Midraszu czerniało całe także massą stłoczonéj ludności. Widać tam było głowy starców i płowe kędziory dzieci, długie brody, czarne jak