— A Zejde?
Meir patrzał na nią, jak człowiek nagle zbudzony ze snu. Ona szeptała daléj:
— Nogi jego za słabe są, ażeby mógł on pójść z nami i on od grobów ojców swoich odejść nie zechce! a jak ja jego porzucę? jak on będzie mógł żyć beze mnie? On mnie na ręku swych kołysał, prząść i czytać w Biblii uczył, on duszę moję oświecał i serce radował temi pięknemi historyami, które opowiadał mi ciągle... ciągle... Jeżeli odejdę, któż usta jego karmić i poić będzie? Kto w ciemne, zimowe noce położy się u nóg jego, aby ciałem swém zziębłe stopy jego ogrzewać? A kiedy dusza jego rozwód brać będzie z ciałem, kto na ręku swych siwą głowę jego zakołysze do snu wiecznego? Meir! Meir! I ty masz dziada, którego włosy białe są, jako śnieg, i który po tobie szaty swe rozedrze. Ale twój zejde ma synów i córki, synowe i zięciów, wnuków i prawnuków, domowstwo bogate i wielkie znaczenie u ludzi... Mój zejde na świecie całym ma tylko biedną chatę swoję, starą Biblią i wnuczkę swą, Gołdę...
Meir westchnął.
— Ty prawdę mówisz, Gołdo, — rzekł, — ale cóż ty uczynisz? co z tobą stanie się, kiedy oczy dziada twego zamkną się do snu wiecznego, a ty zostaniesz tu sama jedna, pośród wzgardy ludzkiéj i ubóstwa swego?
Gołda usiadła, bo nogi drżały pod nią. Obu dłońmi powiodła po rozpalonéj twarzy, a po chwili, z oczyma wzniesionemi w górę, odpowiedziała:
— Przed drzwiami chaty téj usiędę, prząść wełnę i kozy moje paść będę i patrzéć na drogę tę, którą ty kiedyś powrócisz...
Był to ustęp z historyi Akiby i pięknéj Racheli.
Meir w rozmarzonéj zadumie zapytał jeszcze:
— A jakże ty zrobisz, kiedy ludzie przyjdą, śmiać się z ciebie będą i powiedzą: Akiba pije u źródła mądrości, a twoje ciało pożera nędza i oczy twoje gasną od łez?
Przytłumiony namiętném wzruszeniem, lecz poważny, głos odpowiedział:
— Ja im odpowiem: niech ciało moje pożera nędza, a oczy wypływają ze łzami, ja wiary mężowi memu strzedz będę... I żeby stanął on teraz przedemną i rzekł: — Wróciłem, bo nie chciałem, żebyś płakała dłużéj, ale ze źródła mądrości mało jeszcze piłem! — powiedziałabym mu: Idź i pij jeszcze!
Meir wstał. Nie rozpacz już, ale siła i odwaga malowały się na twarzy i w postawie jego.
— Ja wrócę, Rachelo! — zawołał — Jehowa ujmie się za mną, i podadzą mi ręce pomocy ludzie, którym pokażę serce moje, spragnione poznania, i pisanie przodka mego, które zaręcza lud Izraelski z innemi ludami przymierzem zgody... Ja długo, długo chciwie pić będę ze źródła mądrości, a potém tu powrócę, biedny lud mój nauczać będę, a na twoję głowę, za wszystką nędzę i wzgardę, którą ty dla mnie przeniesiesz, złotą koronę włożę...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/282
Ta strona została przepisana.