Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Meir Ezofowicz.djvu/297

Ta strona została skorygowana.

Pilno mu było iść ztąd, iść, iść, — a chciał pożegnać się z tą, która przyrzekła mu być wierną Rachelą, i odebrać od niéj swój skarb.
Drzwi i okno karaimskiéj chaty stały otworem.
— Gołdo! — zawołał zcicha, — Gołdo!
Nikt i nic nie odpowiedziało.
Powtórzył wołanie. We wnętrzu chaty panowała cisza nieskazitelna. Zbliżył się, spojrzał ku miejscu, na którém zwykle siadywał stary Abel. Nie było tam nikogo.
Wówczas zjęła go trwoga jakaś, z któréj przyczyny nie zdawał sobie sprawy.
Spojrzał dokoła, po wzgórzu, po pustych gruntach, daleko, i pełnym głosem już zawołał: Gołda!
Szelest dość głośny dał się słyszéć w pobliżu. Pochodził on z wielkiego, głogowego krzaka, który rósł o kilka kroków od chaty, a z pośród zwikłanych gałęzi którego podniósł się teraz, wilgotną mgłą zroszony cały, z mrużącą się od snu powieką, mały Lejbele.
Meir żywo przybliżył się ku niemu. Dziecię wydobyło się do reszty z uplotów głogu i wnet za surducik ręką sięgnęło.
— Gdzie Gołda? — zapytał Meir.
Lejbele nie odpowiedział, tylko podał mu, wydobyty z za odzieży, żółty zwój papierów.
Meir pochylił się ku dziecku.
— Kto ci to dał? — zapytał śpiesznie.
— Ona! — wskazując chatę, odparł Lejbele.
— A kiedy ona ci to dała? Dla czego ona ci to oddała?
Dziecko odpowiedziało:
— Kiedy ludzie szli, ona z chaty wybiegła... obudziła mnie... za surducik mi to wsunęła i powiedziała: oddaj to Meirowi, jak on tu przyjdzie...
Meir drżéć zaczął.
— A potém? — pytał, — potém?
— Potém, morejne, ona mnie w ten krzak schowała, a sama do chaty swojéj pobiegła...
— A wielu było ludzi tych?
— Dwóch, morejne... trzech... dziesięciu... nie wiem!...
— A co ci ludzie zrobili? co oni zrobili?
— Ludzie przyszli, morejne, i krzyczeli na nią, żeby ona pisanie jakieś dała... długo krzyczeli... a ona krzyczała, że nie da! nie da! nie da!... a koza w sieni tak biegała... biegała i beczała...
Meir coraz mocniéj drżał, ale dłoń łagodnie opierał na głowie dziecka i pytał ciągle:
— A potém co było? co było?
— Morejne! ona potém prząśnicę swoję do rąk wzięła i przed zejdem