Zmęczone długą snać drogą, konie, postępowały zwolna; powożący chłopak, z zaspaną fizyognomią, ani myślał o ich napędzaniu; bryczka toczyła się powoli białą, ubitą drogą, między dwoma rzędami starych wierzb i jarzębin.
W dali na polu ukazał się człowiek, szybkim i raźnym krokiem idący wązką śród zagonów miedzą i zręcznie przeskakujący rowy, dla ścieku wody wykopane gdzie niegdzie. Dążył ku drodze i po chwili, przeskoczywszy ostatni rów między polem a drogą, znalazł się tuż koło bryczki.
Był to smukły i piękny młodzieniec, w szarém myśliwskiém ubraniu, w długiém myśliwskiém obuwiu, ze strzelbą na ramieniu, w małéj czworogrannéj czapeczce z czarnym barankiem.
Ujrzawszy nadchodzącego, podróżny jadący bryczką zawołał na furmana:
— Stój, Jakóbku!
Konie stanęły, a niemłody mężczyzna uchylił nieco czapki i, wskazując ręką dwór o kilka stai położony, zapytał z grzecznością:
— Panie łaskawy, wszak to jest majątek hrabiny X., Adampol?
— Tak, panie — odpowiedział młodzieniec z lekkim ukłonem.
— A w tym dworze mieszka pan Snopiński?
— Tak, panie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.