Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wspominaj o tém, Jerzy! — zawołał pan Andrzéj.
— Gdybym i chciał, zapomniéć nie mogę — odparł żywo Jerzy. — Wszak pamiętasz, Anusiu, — dodał, zwracając się do żony — jak to tam na onéj dzierżawie, którąśmy pod Kownem trzymali, grad wybił zboże, bydło wypadło na zarazę, stogi siana spłonęły na łąkach, a dziedzic nie miał względu na nasze nieszczęścia i chciał nas za nieopłacone pieniądze do sądu skarżyć; wtedy, Andrzeju, gdyby nie twoja pomoc, poszlibyśmy z torbami...
Przy tych słowach łza zaćmiła poczciwe, lecz zawsze zafrasowane oczy pana Jerzego, a nawet fizyognomia jego żony rozświeciła się, jakby iskierką rozrzewnienia.
— Pamiętam dobrze tę wielką biedę naszę i pomoc pana Andrzeja — rzekła — to téż bądź pan pewny, że z całego serca radzi jesteśmy, iż pan u nas czas jakiś przepędzisz, a témbardziéj, jeśli to panu ma pomódz do napisania książki.
Widać było, że pani Jerzowa czuła się dumną z posiadania w domu swoim gościa, który książki pisze, a jeszcze, jak rzekł mąż jéj — tak uczone, że onaby ich nawet zrozumiéć ani potrafiła.
Po kilku jeszcze oświadczeniach i przypomnieniach dawnych czasów, z których pokazywało się widocznie, że pan Andrzéj niejednokrotnie bywał w prze-