Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

poznawać naturę, a może i innych znajomości téj nauczasz; ja czuję ją i kocham.
Im więcéj szlachcic mówił, tém zwiększało się zdziwienie turysty. Przypatrywał się mu coraz uważniéj.
— Pan zapewne jesteś właścicielem jednego z tych folwarków, które się tu pod gajem znajdują? — spytał po chwili.
— Tak, panie, oto mój dom — odparł szlachcic, wskazując dworek, o kilkaset kroków odległy, i szybko dodał:
— Ale, jeżeli pan dziś opuściłeś Adampol, musiało to być chyba bardzo rano, a ponieważ błądziłeś, musisz być porządnie zmęczony. Może pan przyjmiesz u mnie gościnność, choć na godzin parę, dla wytchnienia i posiłku?
— Z przyjemnością przyjmuję uprzejme zaproszenie pana — grzecznie i z wyraźném zadowoleniem odrzekł turysta — tém bardziéj, że, badając roślinność stron tutejszych, rad téż będę poznać ich mieszkańców.
Szlachcic skłonił się lekko i już usunął się dla zostawienia gościowi swemu piérwszeństwa na wązkiéj miedzy, gdy ten wyrzekł żywo:
— Ale ponieważ miły dla mnie traf sprowadził nas tu razem i będę gościem pańskim, trzeba przecież, abyśmy wiedzieli wzajem, jak się nazywamy. Jestem Andrzéj Orlicki.