twarzy, włosy ciemne, krótko przystrzyżone, usta bardzo zwyczajne, trochę nawet za wypukłe i nie zupełnie kształtne, gdy milczał, ale gdy mówił lub uśmiechał się, nabierały one wyrazu téj saméj dobroci, jaką miały oczy, i układały się w pewne zagięcia, znamionujące moc i męzkość charakteru. Miał téż niezwyczajny uścisk ręki, ciepły, silny i jakby nieco drżący. Kiedy w uścisk ten ujął rękę czyją, zdawało się, że mu w dłoń przechodziły tętna żywo uderzającego serca.
Wszakże oprócz spojrzenia, wyrazu ust i uścisku ręki, wszystko w powierzchowności jego było pospolite i bynajmniéj nie zajmujące.
Nigdyby powierzchownością swoją nie mógł zwrócić na siebie oczu pięknéj kobiety, a wszyscy, którzy go mijali, nie widzieli w nim najczęściéj nic, prócz poczciwego może prostaka. Ale niekiedy, nagle, jakby promień przesuwał się po jego twarzy i postaci, w oczach błyskała myśl, w uścisku dłoni zadrgało serce i każdy, kto go miał za prostego poczciwca, dojrzawszy promień ten, odstępował ze zdziwieniem i mówił sobie: „Nie spodziewałem się!“
Ten promień duchowy, przenikający niekiedy na zewnątrz przez oczy, uśmiech i uścisk ręki Bolesława Topolskiego, nie mógł ujść uwagi pana Andrzeja. Musiał także powiedziéć sobie: „nie spodziewałem się!“, bo z niezmierném zajęciem przypatrywał się swemu
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.