środku stołu, między półmiskiem pieczonych kurcząt, a nalewką, pełną wybornéj śmietanki.
Zasiedli wszyscy około kipiącego samowaru; Wincunia nalewała i podawała herbatę. Była ona żywa jak iskra, oswoiła się łatwo z nieznajomym sobie człowiekiem i szczebiotała ciągle, to przekomarzając się dziecinnie z Bolesławem, to opowiadając gościowi o swoich kwiatach, gołębiach, a nawet i książkach, które w zimowe i jesienne wieczory czytała razem z narzeczonym.
Podwieczorek był spożyty, godzina cała upłynęła szybko i nieznacznie dla całego towarzystwa, które snać wzajemnie z siebie zadowolone było; słońce już zaszło i zmrok zapadał powoli.
— Ach, mój Boże! zapomniałam — zawołała nagle Wincunia, uderzając się ręką po czole.
— O czém pani zapomniała? — spytał Bolesław.
— Zapomniałam polać moje kwiaty!
— Więc pójdźmy, polejmy je teraz, ja pani pomogę.
— A dobrze — zawołało dziewczę, klaskając w dłonie — pójdźmy!
Zerwała się z ławeczki i pobiegła, a za nią pośpieszył Bolesław.
Pani Niemeńska gawędziła z gościem.
— Bo to, widzi pan dobrodziéj — ciągnęła rozpoczętą rozmowę — ojciec Wincuni był moim rodzo-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.