Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie znam go — wyrzekła cichutko — nie mówiłam z nim nigdy, a myślę o nim... To te promienie księżyca przynoszą przede mnie twarz jego... w dzień jestem wesoła... zdaje mi się, żem jeszcze dziecko... a wieczorem... płaczę!
Ostatni wyraz wymówiła ze łkaniem, ukryła twarz w obu dłoniach i cicho szlochała.