dłoga z nierównych desek sklecona i na czerwono pomalowana, ściany niegdyś wybielone, ale już popielate od kurzu i palonych tam cygar.
Po środku stał bilard, w czasie nieużywania go powleczony grubém szarém płótnem; u okien wisiały firanki podobnéj białości, jak ściany, a tylko ozdobione festonami z pajęczyny; na oknach stały powyszczerbiane doniczki, z nawpół uschłém gieranium i kaktusami. Wkoło ścian były rzędy kijów bilardowych, kilkanaście krzeseł, spłowiałym perkalem obitych, kanapa czerwono malowana z podartém obiciem, z którego dziur wyłaziła i kłuła siadających szorstka pilśń, i parę stolików, mogących służyć tak do gry kartowéj, jak i do picia kawy, herbaty i tym podobnych trunków.
Taką była sala.
Szloma był z niéj dumny, i nietylko Szloma, ale i inni miejscowi żydzi. Przechodząc koło oberży, podnosili głowę do góry, patrzyli na okna facyatki i, wskazując je palcami, mówili między sobą:
— Siehst du? firanki!
W owę kwietniową niedzielę, o godzinie dziesiątéj zrana, na sali znajdowało się kilku młodych ludzi. Dwóch z nich siedziało pod oknem i piło herbatę. Nie wyjechali oni zapewne z domów swych przed śniadaniem, ale picie herbaty u Szlomy było uważane przez uczęszczających na salę za oznakę dobrego tonu, herbata zaś z arakiem oznaczała ton najlepszy.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.