Wszyscy śmieli się, Siankowski się obraził.
— Spytajcie się mego ojca, jeżeli za kasztanki nie zapłaciłem gotowemi pieniędzmi — rzekł z nadąsem.
— „Masz cyganie świadki? mam żonę i dziatki!” — drażniącym głosem wymówił ktoś z towarzystwa. I znowu był śmiech ogólny.
— Ale wiecie co? że niéma lepszych koników w okolicy, jak u Topolskiego — odezwał się ktoś z boku — widziałem je wczoraj w bryczce, myszate, bystre a zgrabne, jakby cacka!
— U jakiego to Topolskiego? — spytał ktoś, z dalszych stron przybyły.
— A u tego z Topolina.
— Aha! u tego, co to zaręczony z panną Niemeńską.
— Dyable szczęśliwy z niego człowiek, słowo daję! — zawołał Alexander; — najładniejsze ma konie z okolicy, i zaręczony z najładniejszą panną! Słuchaj, Kotowicz! — dodał, zwracając się do wysmukłego młodzieńca w obcisłym paletocie — ty w niéj kochałeś się? prawda? i dostałeś odkosza? co?
— Gdzie tam — protestował Kotowicz — za wysokie progi na moje nogi. Ja sobie tylko komisarz, choć wprawdzie na wielkim majątku, ale ona ma swój własny folwark. Zresztą już i zaręczona z Topolskim od roku.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.