Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

— Głupstwo! — rzekł Alexander — zaręczyny pajęczyny.
— Ale jabym tam niczyjéj narzeczonéj nie chciał — odpowiedział Kotowicz; — panna Wincenta podobała mi się, co prawda, ale jak dowiedziałem się, że zaręczona, to i dałem pokój. Broń mię Boże, abym miał komu narzeczoną odbijać.
— A jabym odbił, gdyby się mi spodobała — rzekł Alexander; — co to ma jedno do drugiego? A znasz przysłowie: koń zatargowany, panna zaręczona...
— Zawsze to jednak nie godzi się... — przerwał mężczyzna otyły, łysy i zająkliwy.
— Ej! tobie, Rybiński, hreczkę siać i pacierze mówić, a nie o takich rzeczach sąd wydawać — odpowiedział Alexander, a wszyscy głośno zaśmieli się.
— Niech sobie będzie i tak, lepiéj pacierze odmawiać i hreczkę siać, niż bąki zbijać po świecie — odciął się Rybiński, a Alexander zmieszał się trochę i odwrócił od niego.
— Słuchaj, Olesiu, ty w czepku się rodziłeś — rzekł ktoś z towarzystwa — wszak panna Wincenta, choć zaręczona, bardzo mile na ciebie spogląda!
— At! zkądże wiecie o tém! — rzekł Alexander, poprawiając krawat.
— Oho! szydła w worku nie utaisz! alboż to nie