Bryczka była już daleko, a młodzieniec stał ciągle na jedném miejscu i w zamyśleniu grzebał laseczką w trawie.
— Cóż tak rozmyślasz? — ozwał się za nim gruby głos młodego Siankowskiego — pójdź-no na salę, pogramy w bilard.
Alexander jakby się ze snu ocknął.
— Nie pójdę — odrzekł krótko.
— Dla czego? — spytał Siankowski.
— Pojadę do domu.
— Czy ci tak zasmakowały morały twojego krewnego, że się tak śpieszysz do domu? — zaśmiał się półgłosem Siankowski.
— Bredzisz, Franusiu! — odparł z niechęcią Alexander — wracam do domu, bo mam na dziś świetne projekta.
— Jakież to?
— Nie powiem.
W téj chwili do rozmawiających zbliżył się pan Jerzy Snopiński.
— Cóż, Olesiu, zostajesz pewno? — zapytał syna.
— Nie, papo, jadę do domu.
— Fenomen! — zawołał pan Jerzy; — toć każdéj niedzieli zostajesz w X. do późnéj nocy! Cóż to się stało?
— Mam na dziś inne projekta.
— I na salę nie pójdziesz? — spytał niedowierzająco ojciec.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.