mówisz. Ja jednak przyznaję się otwarcie, że jestem egoistą i za nic w świecie nie zamienił-bym przyjemności, jakiéj doświadczyłem, przepędzając tutaj tę chwilę, którą pan u proboszcza przebyłeś.
Na ten komplement, któremu towarzyszyło przelotne spojrzenie, rzucone na Wincunią, pani Niemeńska mile się uśmiechnęła, a czoło Wincuni zabarwiło się lekkim rumieńcem.
— Co do szerszego towarzyskiego koła, nie jest ono wcale obcém panu Snopińskiemu — ozwała się gospodyni domu, zwracając mowę do Bolesława. — I owszem, właśnie przed chwilą opowiadał nam wiele zajmujących rzeczy o Warszawie, w któréj przepędził czas jakiś.
— Pan długo byłeś w Warszawie? — spytał Bolesław.
— Bawiłem tam przeszłego lata dwa miesiące — odparł młodzieniec, muskając wąsika.
— Słyszałem o tém od pana Siankowskiego — rzekł Topolski — i dziwiło mię trochę, że pan opuściłeś dom na tak długo, właśnie w czasie żniw.
Uwaga ta, wypowiedziana tonem, który nie miał w sobie nic złośliwego, musiała wydać się eleganckiemu młodzieńcowi do najwyższego stopnia naiwną i tchnącą stodołą, bo roześmiał się głośno i zawołał z szyderstwem, którego pokryć nie chciał, czy nie umiał:
— A! łaskawy panie dobrodzieju! cóż to ma jedno do drugiego, podróż moja do żniw?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.