częła dopytywać się u Bolesława o proboszcza i znajomych, których u niego widziała. Alexander zbliżył się do Wincuni:
— Pora mi jechać — rzekł, dobywając piękny złoty zegarek, brzęczący mnóztwem breloków — a Bóg widzi, że mi się nie chce ztąd odjeżdżać! Zdaje mi się, że zostałem nagle przeniesiony do raju!
— Bardzo jestem rada, że się panu podobało w Niemence — odrzekło dziewczę, podnosząc oczy.
— Wierz mi pani — rzekł młodzieniec cicho i wzruszonym głosem — wierz mi pani, że chwile, które tu przepędziłem, uważam za najszczęśliwsze w mojém życiu. Ale czuję, że po nich nastąpi dla mnie wielki smutek i wielka tęsknota...
To rzekłszy, szybko odwrócił się, jakby chcąc ukryć przed Wincunią zbytek wzruszenia. Po chwili zaczął żegnać panią Niemeńską, która niezmiernie serdecznie i uprzejmie zapraszała go, aby jak najczęściéj bywał w Niemence.
Po oddaleniu się Alexandra, pani Niemeńska wyszła wnet z pokoju dla jakiéjś gospodarskiéj sprawy, a Bolesław, jako prawie domowy, przez grzeczność towarzyszył gościowi aż na ganek.
Gdy bryczka odjeżdżającego zaturkotała już w bramie, Bolesław wrócił do pokoju i znalazł Wincunią, stojącą na tém samém miejscu, na którém ją, wychodząc, zostawił. Stała jak skamieniała, z rękoma obwisłemi, z oczyma utkwionemi w ziemię; tak była za-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.