Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

jego narzeczona źle się miała? Nie, a więc czemuż nie przybyła?
Przy obiedzie nie miał zwykłego apetytu, wstawszy od stołu kazał założyć do najtyczanki swoje cztery karosze, ubrał się najstaranniéj, jak mógł, zamiast szafirowego wziął dla rozmaitości liliowy krawat, spiął go koralową szpilką, naciągnął na ręce świeżutkie rękawiczki i pojechał do Niemenki.
Ale powrócił prędko, bo w parę godzin i zły bardzo. Przed gankiem wyłajał furmana za to, że jeden z koni okrył się pianą od prędkiéj jazdy, a potém zamknął się w swoim pokoju, nie widząc się wcale z rodzicami, choć pora była wczesna.
Wincunia nie ukazała się wcale w bawialnym pokoju w czasie jego odwiedzin w Niemence; ciotka jéj tylko wyszła naprzeciw gościa, przyjęła go bardzo uprzejmie, a o synowicy powiedziała, iż jest cierpiącą i od rana nie opuszcza swego pokoju. Alexander wiedział, że to nieprawda, bo, zbliżając się do Niemenki, widział po-przez płot i drzewa, jak Wincunia szła aleją ogrodu z bukietem polnych kwiatów w ręku, a za nią leciało, jak zwykle, kilka gołębi. Widział także, jak na odgłos turkotu kół nagle stanęła, spojrzała przez szparę w ostrokole i pomknęła ku domowi, jak błyskawica, tak, że tylko różowa sukienka mignęła parę razy między drzewami i zniknęła za ścianą domu. Alexander pomyślał wtedy, że Wincunia, widząc albo przeczuwając, iż to on jedzie,