Lekki wykrzyk wydarł się z ust Wincuni; był w nim przestrach, zdziwienie, radość i boleść.
Wyrwała rękę, cała drżąca, i zawołała:
— Pójdę po ciocię!
Z temi słowami poskoczyła przez klomby, różowa sukienka mignęła za krzewami i zniknęła w alei.
Tym razem młody człowiek bawił w Niemence do późnego wieczora. Towarzystwo składało się tylko z trzech osób, gdyż Bolesław był nieobecny.
Dnia tego ktoś z sąsiednich obywateli zawezwał do siebie najbieglejszych w okolicy gospodarzy, dla wspólnego obejrzenia nowo sprowadzonéj żniwiarki i narady, jak jéj używać należy. Bolesław, znany ze swych agronomicznych wiadomości, najpiérwéj został zaproszony i chętnie pojechał na tę sesyą, tak żywo obchodzącą rolnictwo miejscowe.
Alexander tedy był dnia tego jedynym gościem w Niemence. Młodzieńcza, błyszcząca, wykwintna osobistość jego jaśniała w całym blasku, śród skromnego mieszkania i przed oczyma dwóch kobiet, przyzwyczajonych do widywania ludzi prostych, cichych wieśniaków, którzy umieli im prawić tylko o gospodarstwie.
— Kompletnie salonowy kawaler! — mówiła do siebie pani Niemeńska, wychodząc z bawialnego pokoju dla zarządzenia herbatą, a Alexander, zostawszy sam na sam z Wincunią, ozwał się po chwili wymownego milczenia:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.