z kwiatami na stole i, cała pogrążona w swém lubownictwie, przejęta rozkoszą widzenia rzadkich a pięknych roślin, poczęła wyjmować je z koszyczka i rozkładać na stole. Wspaniałe kamelie ponsowe i białe wzrok jéj zachwycały, heliotrop rozlewał delikatną woń po całym pokoju, drobne aksamitne bratki wypadały z jéj drżących palców, osypywały piersi i czepiały się do rękawów. Nagle, z pomiędzy dwóch kamelii, wysunęła się i upadła na stół malutka kartka białego papieru. Wincunia machinalnie prawie rzuciła na nią spojrzenie i wyczytała drobnemi literami wypisane wyrazy: „Je vous aime”.
Młoda dziewczyna nie umiała po francuzku; ale ten wyraz tak pospolity, tak często powtarzany śród polskiéj nawet mowy, zrozumiała. Odskoczyła od stołu, a w oczach jéj zaćmić się musiało, bo oparła się plecami o ścianę i rękę przesunęła po czole. Po chwili pochwyciła kartkę i wpatrzyła się w wyrazy czarowne, a jakby w nich zawierał się jakiś tajemniczy, niewidzialny płomień, twarz jéj nabierała coraz gorętszéj, szkarłatnéj barwy, oczy mgliły się, promieniły i nagle wytrysnął z nich potok łez rzęsistych.
Niejedna zapewne panna, wykwintnie wychowana i starannie nauczona wszelkich towarzyskich prawideł i konwenansów, poczuła-by urazę na widok wsuniętéj między kwiaty kartki młodzieńca, i krok jego poczytała-by za zuchwały, nierozważny, nieledwie ironiczny. Ale Wincunia była dzieckiem wioski,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.