była echem, które mu przynosiło wspomnienia lat młodzieńczych, gdy do Niemenki prowadził chwiejne kroki swego starego ojca, a ona, drobna wówczas dziecina, wybiegała naprzeciw niemu i zawisała u jego szyi. Patrząc na nią, witał pamięcią owe długie zimowe wieczory, w których, przy świetle lampy, młodziuchna dzieweczka, z rozpuszczonym srebrzystym warkoczem, siedziała obok niego, a on przelewał w nią uczucia wiary i miłości, które w jego własnéj gorzały piersi, i myśl jéj zdumioną a zachwyconą prowadził od drobnego kwiatka i robaczka, aż do tych wielkich mężów olbrzymów, którzy, śród długiego ciągu dziejów ojczystych, jaśnieją niby gwiazdy nieśmiertelne. A potém, jak z niego na nią przelała się oświata, tak z niéj na niego trysnął zdrój miłości, męzkiéj, silnéj, przenikającéj wszystkie zakątki jego ducha i wszystkie fibry ciała. I stała się mu ona tęczą nadziei, która niby most kwiecisty usłać się miała między dotychczasowém jego istnieniem samotnika, a ową krainą rodzinnego życia, którą uważał za szczyt człowieczego szczęścia i obywatelskiéj cnoty, z któréj wychylały się ku niemu i uśmiechały różane główki drobnych istot, co go zwać będą słodkiém imieniem ojca i które on powiedzie na szerokie drogi rozumu i cnoty i nauczy składać życie i serce na ołtarz prawych czynów i wielkich miłości. I te wszystkie węzły, nadzieje, uczucie głębokie, jak dno morskie, co oplotły i spoiły
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.