Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

go z tą białą, jasnowłosą dziewczyną, miały-by pęknąć, rozwiać się i zostawić go śród ruiny najdroższych marzeń życia, z piersią rozdartą i sercem w łzach zawodu skąpaném? I to dziecię, z piękną twarzą i takiém przejrzystém łagodném okiem, miałoż-by nie pojąć go, nie zważyć na szali przeczuć miłości jego z miłością, jaką mógł jéj dać kto inny? I miałoż-by ono odwrócić od niego swoje słodkie lice i wyciągnąć ręce do drugiego, do obcego, nieznanego, który upodoba ją może jako igraszkę chwili, jako piękne cacko, a nie jak jedyne szczęście i najwyższą nadzieję życia? Nie, to być nie mogło! nie mogło być wedle praw bozkich i ludzkich przypuszczeń, to się nawet myśli jego nigdy nie nasuwało! Długie i pełne niepokoju rozmyślania jego o narzeczonéj kończyły się zawsze przypuszczeniem, że musi ona być chorą.
Nie mylił się; Wincunia była chorą na straszną, śmiertelną nieraz chorobę bezmyślnego, instynktowego pociągu, który graniczy blizko z namiętnością, a tém gwałtowniejszy bywa, im w młodszém i bardziéj dziewiczém zamieszka sercu. Była ona chorą na tę hallucynacyą kobiecego serca, która w pięknéj twarzy mężczyzny każe widziéć piękną duszę, przecudne obrazy ukazuje tam, gdzie są zwodne tylko miraże, szych pokrywa złocistym połyskiem i błyszczy nim jak złotem prawdziwém.
Dziewice młode, czyste a nieświadome życia i stra-