wczytał się we wrażliwą ich serc naturę, nie wiedział, jakie tajemnice płomieni kryją się nieraz w piersi dziewiczéj, tak spokojnie oddychającéj na pozór. Narzeczoną swoję uważał za anioła czystości uczuć i myśli, i takim była ona w istocie, ale nie wiedział także o tém, że najniebezpieczniejszy jest każdy zły popęd wtedy, gdy zjawi się u bardzo młodéj i czystéj istoty, bo nie znajduje punktu oparcia, ani w rozumie, ani w doświadczeniu, i tłumiony czystością myśli, roznieca się i wzmaga młodością serca.
Bolesław ani wiedział o istnieniu chorób takich, a zmianę, dojrzaną w narzeczonéj, przypisując słabości fizycznéj, przemyśliwał nad tém, dokąd się udać po lekarzy dla niéj. Wszyscy, których znał w okolicy, byli, w jego rozumieniu, za mało biegłymi, aby im mógł powierzyć swój skarb najdroższy. Gdybyż przynajmniéj wiedział, co jéj było: czy bolała ją głowa, tak pysznie zdobna w srebrzyste włosy? czy ból gnieździł się w téj piersi, w którą on pragnął przelać wszystkie rozkosze ziemi? Daremnie pytał; ona milczała, a tylko patrzyła na niego czasem tak łagodnie i smutnie razem, że serce drżało mu z obawy i żalu.
Nie zawsze jednak Wincunia była taką. Niekiedy odzyskiwała dawniejszą wesołość, nuciła, biegała i szczebiotała, jak dawniéj, i świeże rumieńce znowu na jéj twarz wstępowały; a chociaż były to krótkie tylko błyski, po których bladła znowu i zapadała w dziwne jakieś zadumy, Bolesław jednak pocieszał
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.