Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko biorę na siebie. Kucharzy i lokajów najmę tych, którzy mieszkają w rezydencyi hrabiny na wypadek jéj przyjazdu; oświetleniem domu i przyjęciem gości sam zarządzę. Przecież znam się na tém, bo nie na jednym balu byłem, i u pani Karliczowéj, i gdzieindziéj.
Snopińska zamyśliła się i machinalnie brząkała kluczami.
— Ależ moje dziecko — rzekła po chwili — to będzie strasznie wiele kosztować!
— Czyż mamcia żałuje pieniędzy dla mego szczęścia? — rzekł Alexander pół żałośnie, pół pieszczotliwie.
— Już to wiadomo, że ja dla twego szczęścia tobym i sama w ogień wskoczyła, ale widzisz, Olutku, co ojciec...
— Ojciec! — podchwycił Alexander — z nim będzie trochę trudna sprawa. No, ale jak my z mamą uweźmiemy się oboje, to wszystko dobrze pójdzie. Ja wiem, że ojciec chce, abym ożenił się; otóż powiem mu, że jeżeli nie z Wincunią, to nigdy z nikim nie ożenię się, a co nawet i nie zupełnie skłamię, bo ta dziewczyna tak mi wlazła w głowę, że ją tylko widzę we śnie i na jawie. Nakoniec i to nasunę ojcu na uwagę, że przecież wezmę niezły posag.
— A niezły, niezły — powtórzyła matka — słychać, że ten Topolski tak pięknie urządził Niemenkę,