że daje ona tyle dochodu, co Adampol, choć pięć razy większy...
— Ot, widzi mama! a jak ja wezmę Niemenkę, to pewno daleko lepiéj jeszcze potrafię ją urządzić, niż Topolski, bo ożeniwszy się i do gospodarstwa wezmę się nie na żarty.
— Dobrze, dobrze, mój Olutku, trzeba dziś będzie o tém wszystkiém pomówić z ojcem. Ale kiedyż to ten bal być powinien!
— Naturalnie, że najstosowniéj będzie na Ś-tą Annę, bo to imieniny mamy, będzie zatém pretext wyborny do zabawy. Trzeba żeby mama przedtém pojechała z wizytami w sąsiedztwo: naprzód do Niemenki, potém do pani Karliczowéj, potém...
— Ja mam oddawać tyle wizyt! — krzyknęła przestraszona Snopińska — moje dziecko, a toż na co?
— Bo inaczéj nikt z dam nie przyjedzie do nas...
— Ależ ja chyba do téj pani Karliczowéj nie pojadę, to taka pani...
— Niepodobna, moja mamo, ja tam bywam tak często! Zresztą, to najbogatsza obywatelka w okolicy i przyniesie nam honor swoją bytnością.
— Ależ mój Olutku, to będzie straszna dla mnie fatyga i subjekcya... ja nie przyzwyczajona...
— Moja mamciu! moja droga mamulku! czyż mamcia nie zrobi tego dla mnie, dla mego szczęścia?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.