obecności nie zaszła jaka malwersacya. A Alexander chodził po swoim pokoju, klaskał tryumfalnie w palce i przyśpiewywał:
— Wincunia będzie moja! będzie moja! a Topolski dostanie odkosza!
Jeździł i on z wizytami do młodzieży, zapraszając wszystkich na imieniny matki. Był także w Topolinie. Bolesław zdziwił się trochę niespodziewanemi odwiedzinami, ale gdy dowiedział się, o co idzie, uprzejmie przyjął zaprosiny i przyrzekł, że będzie na zabawie. A kiedy mu jeszcze Alexander powiedział, że zabawa ta ma być urządzoną, głównie dla sprawienia przyjemności jego matce i parę razy z czułością odezwał się o niéj, Bolesław pomyślał: ma i on swoję dobrą stronę, kiedy kocha i szanuje rodziców! i przy pożegnaniu serdecznie uścisnął rękę młodzieńca, którego, zwyczajem prawdziwie dobrych ludzi, więcéj żałował, niż potępiał.
W Niemence ruszano się także bardzo. Pani Niemeńska chciała ukochaną swą synowicę pokazać sąsiedztwu w całym blasku jéj piękności, a Wincunia z gorączkowém zajęciem gotowała się do przyszłéj zabawy. Bolesław rad był, że ujrzał ją znowu ożywioną i wesołą i mówił do pani Niemeńskiéj:
— Dobrze, że Wincunia rozerwie się, może téż jéj tego trzeba było!
A w duchu dodawał:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.