uśmieszek, przebiegł jéj ponsowe i kształtne, ale kapryśnie zagięte usta.
Alexander podawał jéj rękę na powitanie i z pełnym galanteryi ukłonem wymawiał późne przybycie. Pani Karliczowa zaśmiała się głośno i odpowiedziała pół żartem, pół seryo:
— Vous savez, monsieur Oleś, quo les grands seigneurs sont toujours tardifs. Rozumiész pan to przysłowie, nie prawdaż? bom ci je kiedyś tłómaczyła.
— Wszystko, co wychodzi z ust pani, pozostaje na wieki wyryte w mojéj pamięci! — wyrzekł pół głosem młodzieniec, prowadząc panią Karliczową do krzesła, ale wzrok jego co chwila biegał ku Wincuni i spotykał się z jéj wzrokiem.
Piękna wdowa zabrała miejsce między żonami dzierżawców i drobnych właścicieli, które przypatrywały się jéj z ciekawością, złączoną ze zmieszaniem.
Zabrzmiała muzyka i tańce zaczęły się od poloneza, który trwał krótko, a po nim rozbrzmiał po całym domu huczny, dziarski i zamaszysty mazur.
Kilkanaście par utworzyło wielkie koło, które, kilka razy obiegłszy salę, rozprzęgło się i rozwiało, a z pomiędzy niego wyskoczyła jedna tylko, piękna i dobrana para i pomknęła po sali śród zwróconéj na nią uwagi ogólnéj. Alexander rozpoczynał mazura z Wincunią, ku wielkiemu zdziwieniu towarzystwa, spodziewającego się ujrzéć w piérwszéj parze najwię-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.