Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

opuszczenia towarzystwa, które się około niego ugrupowało, stanął znowu na progu sali, wrzał w niéj jeszcze w całéj sile dwugodzinny mazur.
Wincunia stała na środku sali otoczona młodymi ludźmi, którzy wszyscy trzymali oczy utkwione w nią, jak w tęczę. Wspięła się na palce, z figlarnym uśmiechem spojrzała wkoło, podniosła rękę, a potrzymawszy ją tak parę sekund, podrzuciła chusteczkę. Zabrzmiał okrzyk kilkunastu głosów i cała młodzież rzuciła się ku szmatce białego batystu, ale Alexander poskoczył najpiérwéj i najzgrabniéj pochwycił chusteczkę, a gdy wszyscy rozstąpili się, z uśmiechem radości ujął podaną sobie rękę Wincuni i znów z nią pomknął po sali. Wkrótce jednak stanęli oboje pośrodku, trzymając się za ręce. Wincunia mu coś powiedziała, a on zawołał:
— Wszystkie pary!
Miało to oznaczać zbliżanie się mazura ku końcowi. W mgnieniu oka sformowało się wielkie koło.
Chaine des dames! — zawołał donośnie Alexander, który przez cały czas dyrygował mazurem.
Pomknęły różnobarwne suknie, i przez chwilę widać było tylko białe ramiona kobiet, wyciągające się ku coraz innemu mężczyznie.
Contre-chaine! — zabrzmiał znowu dźwięczny a donośny głos Alexandra.
Ktoś pomylił się, zrobiło się komiczne zamieszanie, nikt już nie wiedział gdzie ma iść i co robić, tan-