Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle po całym domu rozbrzmiał wpół wesoły, wpół tęskny, szybki, szalony walc. Dźwięk klarynetu panował nad innemi instrumentami, donośny a smętny, przeciągał tęskne nuty i zdawał się śpiewać o miłości, jéj rozkoszach, szałach jéj i cierpieniach.
Dziwnie to namiętny taniec ten walc! Trudno pojąć, jak zimna Germania mogła być ojczyzną jego. Wsłuchaj się dobrze w jego tony, a usłyszysz w nich całą historyą ziemskich, ale tylko ziemskich rozkoszy. Innego śpiewu w nim nie szukaj. Walc, to przeciwstawienie mazura. W ostatnim tkwi uczucie hulaszcze, szerokie, ale tak otwarte, jak pól rozłogi... tak naiwne, jak serce dziewicze, tak tęskne, jak dusza śniąca wciąż o utraconym raju... W walcu szaleje bezpamiętny, ale ciasny popęd zmysłów, namiętność cielesna z dziką swoją harmonią; w mazurze — młoda para, z podniesionemi czołami, dłoń w dłoni lecąca powietrznym krokiem, zda się tuż, tuż, uleci z nad ziemi w niebiosa: w walcu, dwoje ludzi, spojonych ścisłém objęciem, z głowami pochylonemi ku sobie, kręcących się w szalonym wirze, zda się, że za mgnienie oka ze zmęczenia padnie na ziemię... w pył ziemski... Mazur idealizuje kobietę, czyniąc z niéj napowietrznego anioła, muskającego ludzi w przelocie przezroczą szatą, niby miękkiém skrzydłem, rozpościerającego ramiona, niby anielskie skrzydła do lotu. Walc uziemszcza najczystszą, przerzuca ją