ścią, wesela z weselem, marzenia z marzeniem. A śród tańca na sali balowéj, łącznia taka zawsze czarowną, zachwycającą bywa. Czy w życiu codzienném, rzeczywistém, poważném, a nieraz smutném i twardém, ta młodość, to wesele i to marzenie wystarczą za wszystko inne i zastąpią to, czego, mimo nich, w głowach i sercach ludzkich brakuje? Na pytanie to odpowiadają istnienia, w których młodość zbyt prędko mija, wesele w łzach tonie, a marzenia ulatują bez śladu, zostawiając za sobą twardą, nieubłaganą rzeczywistość. Niestety, arena, śród któréj roztacza się życie człowieka, to nie sala balowa; nie ten w niéj odniesie zwycięztwo, kto najzgrabniéj tańczy, ale ten, kto, najmężniejszy, zdoła pochwycić za barki potwory przeciwności, które mu w oczy zajrzą. Drogi życia, to nie woskowane do tańca posadzki; nie ten po nich zajdzie najdaléj, kto z wdziękiem stąpać umié, ale ten, czyj krok śmiały i kto wié, gdzie dąży. Lecz któż o tém wszystkiém myśli śród wiru walca?
Ani Alexander, ani Wincunia nie myśleli o tém; byli młodzi, weseli, rozmarzeni i po walcu usiedli obok siebie, upojeni tańcem i sobą.
Alexander spojrzał w twarz dziewczyny i rzekł z cicha:
— O, jakże byłbym szczęśliwy, gdyby mi wolno było mówić do pani zawsze, jak pan Topolski mówił, żegnając panią przed chwilą: do jutra!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.