Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

wybornie, wróciła zdrowa i teraz śpi jeszcze spokojnie.
— Niechże sobie śpi jak najdłużéj — rzekł Bolesław — potrzebne to po zmęczeniu. Powiedz jéj pani, gdy się obudzi, że byłem tu, przesyłam jéj „dzień dobry” i bardzo rad jestem, że się dobrze bawiła. Odjeżdżam natychmiast i dziś nie będę już w Niemence, bo wprost ztąd jadę do K. na jarmark. Słyszałem, że przywieziono tam w tym roku nasiona sandomierskiéj pszenicy, a chcę sprobować, jak się téż ona uda na naszéj glebie. Zresztą mam jeszcze inne gospodarskie potrzeby, a że drugiego jarmarku nie będzie już w naszych stronach w tym roku, nie odkładam więc i dziś jadę. Wrócę późno, a panie po bezsennéj nocy pewnie wcześnie spać się położycie. Zobaczymy się aż jutro...
Rzekłszy to, pocałował rękę pani Niemeńskiéj z synowską czułością, raz jeszcze poprosił ją, aby oddała od niego „dzień dobry” Wincuni, gdy się obudzi, i odjechał.
Odjechał, minął Niemenkowski dworek i obejrzał się: okno pokoju Wincuni różowiało między zielenią, oświetlone ukośnie padającym promieniem słońca; Bolesław patrzył na nie, a niewyraźny jakiś głos przeczucia wołał mu w sercu: wróć! wróć!
Otworzył usta jakby do wydania rozkazu furmanowi, ale powstrzymał się, uśmiechnął, wzruszył ramionami i rzekł do siebie: