Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieńca o smukłéj postaci i złocistych kędziorach! Przed jednym z tych ludzi gotowa uklęknąć ze czcią i wdzięcznością; w obec drugiego drży cała ze wzruszenia i rozkoszy!
Z jednym rozstać się trudno, żal, grzech: z drugim, ach! niepodobna... boleść, rozpacz...
Więc cóż uczyni? którego wybierze?
Dłonią cisnęła serce i pytała... pytała...
W téj chwili zamyśloną dziewczynę otoczyły dziwne postacie, które wyroiły się z głębin jéj ducha i poczęły staczać z sobą walkę straszną, zaciętą... Walka ta rozdzierała jéj pierś niewypowiedzianym bólem i zalewała bladą twarz wyrazem cierpienia. Jedna z postaci tych, okryta białą powiewną szatą, lice miała łagodne i na miękkich złocistych włosach wieniec, spleciony z oliwnych gałązek. Była to dobroć. Obok niéj, trzymając ją za rękę, stało poważne sumienie, z obliczem surowém, ale promienistém, z ręką podniesioną ku niebu, niby przypomnieniem Boga, „w koronie Sędziego nad czołem”. Na powiewną szatę dobroci i spokojne lica sumienia spływała łuna ognista: płynęła ona od postaci cudownéj piękności, ubranéj w purpurę, trzymającéj w ręku pęk różanego kwiecia, z wieńcem płomieni na kruczych, rozwianych w nieładzie, włosach. Tą trzecią postacią, była namiętność.
Nad temi trzema zjawiskami unosiły się jeszcze dwa chóry drobnych napowietrznych istot: były to