Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

a z płomieni wypłynęła przed oczy dziewczyny twarz Alexandra.
— Patrz jaki on piękny! — wołała namiętność — jak on na ciebie patrzy! Czyliż nie widzisz w tém spojrzeniu gorącego serca, poetycznéj, młodzieńczéj duszy? Jakiém marzeniem i jakim ogniem tchną jego słowa... wzniosła i rozwinięta myśl dyktować je musi! A też złociste kędziory! dotknij ich, to jedwab’! Posłuchaj! mówi, że cię kocha, niebo w jego głosie...
Wincunia z zachwytem wpatrzyła się w twarz młodzieńca, w oczach jego dojrzała serce gorące, w słowach dosłyszała myśl wyniosłą i, składając ręce jak do modlitwy, drżącemi usty wyrzekła:
— Kocham!
Ale dobroć oliwną gałązką z wieńca wyjętą zamknęła usta dziewczyny.
— A tamtegoż nie kochasz? — spytała — rozstaniesz-że się z nim bez bólu i zostawisz-że go tęskniącym za tobą przez całe życie może?
Na głos dobroci z za mglistych chmur, jakiemi były owiane, wyroiły się wspomnienia... i otoczyły głowę Wincuni.
— Wspomnij! wspomnij! — wołały — jaki on zawsze był dla ciebie dobry, jak cię uczył, bronił od złych ludzi, pracował dla ciebie, a potém powtarzał ci tyle razy, że jesteś jego szczęściem, słońcem, radością!