Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

nisty wieniec rozpaloną obręczą ścisnął jéj serce, zadrżała i, jakby ze snu zbudzona, obejrzała się wkoło.
Cicho było i zmrok zapadał. Biała róża Alexandra stała przed nią i, dotykana wieczornym powiewem, przenikającym przez okno, poruszała listkami, niby błagając młodą dziewczynę, aby ją wplotła w swe włosy.
— Zmrok zapada — szepnęła Wincunia — a jego niéma jeszcze! Może nie przyjedzie?
Na tę myśl trwoga ją ogarnęła i serce ścisnęło się bólem.
— Może go czém zraziłam do siebie? — myślała — może źle tańczyłam? może mu co niemiłego powiedziałam?
Pod gankiem rozległ się turkot kół.
— Przyjechał! — zawołała dziewczyna, porwała się z miejsca i ręce przycisnęła do gwałtowną radością bijącego serca.
Ale zarazem spojrzała na różę i myśl przemknęła przez głowę, że to już chwila ostatnia, stanowcza... zaraz, natychmiast trzeba kwiat ten wpleść we włosy, albo odrzucić go i powiedziéć: nie!
I było jeszcze kilka sekund ostatniéj walki... zakryła oczy dłońmi, nieruchoma, pobladła, drżąca...
Nagle w przyległym pokoju ozwał się głos Alexandra, pytającego sługi, która go spotkała, gdzie są jéj panie.