Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

brém i co zbrukane zostało naleciałościami życia, jakie prowadził, wypływało mu na twarz oczyszczone i opromieniało czoło nimbusem młodzieńczych uczuć.
Nagle zerwał się i zawołał prawie głośno: — Ależ moja złota swoboda! stracę ją! aj, aj, aj! — I zaczął znowu biegać po pokoju.
Piękna rzecz, myślał, siedziéć ciągle w domu, jak ojciec mówił, wyrzec się wszystkiego, co wesołe, co robi przyjemność! Gdybym przynajmniéj był starszy! Ale w tym miesiącu zacząłem dopiéro dwudziesty drugi rok! Tak młodo stracić moję miłą, złotą swobodę! straszne rzeczy! oto wlazłem! Jak będę żonaty, żadna panna już i patrzéć na mnie nie będzie! Czemuż nie jestem przynajmniéj o jakie ośm lat starszy, nie tak bym tego żałował? Żeby to można było dodać sobie wieku! jakby to było dobrze! Ożenił-bym się z Wincunią i nie żałował-bym już swobody. Ech, ta nieznośna młodość!
Znowu odległe echo przyniosło mu do ucha piosenkę o ożenionym wilku i opuszczonych uszach.
Zmarkotniał bardzo.
Et — rzekł po długiém myśleniu — daremnie tylko gryzę się! nie taki dyabeł straszny, jak go malują i żonaty człowiek nie taki niewolnik, jak to niektórzy powiadają. Alboż mało znam żonatych ludzi, którzy prowadzą życie rychtyg takie, jak gdyby kawalerami byli! Przeciwnie, teraz dopiéro wyjdę na