Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na miłość Boga, mów pani wyraźniéj! — rzekł z cicha.
— Ha! — zawołała pani Niemeńska zdobywając się na energią — w imię Ojca i Syna i Ducha Ś-go Amen, niech się dzieje wola Boża, to już i trzeba raz wszystko powiedziéć! Wincunia pokochała się w młodym Snopińskim i wczoraj przyrzekła mu, że za niego pójdzie!
Krótki, głęboki jęk, ozwał się w piersi Bolesława, jakby mu tam coś nagle pękło. Podniósł strasznie bladą twarz i, nieprzytomnemi oczyma, wpatrzył się w panią Niemeńską.
— Co pani mówi? — zapytał — zdaje mi się, żem źle usłyszał!
Pani Niemeńska zlękła się bladości jego i spojrzenia i pochwyciła go za obie ręce.
— Mój dobry, mój złoty, mój kochany panie Bolesławie — mówiła, a łzy biegły z jéj oczu po rozpalonych policzkach — nie martw się, nie desperuj, znajdziesz sobie inną! Wincunia widać za młoda dla ciebie i serce pociągnęło ją do młodszego. Bóg widzi, jakie mi to sprawia zmartwienie, a i ona biedaczka cierpi nad tém bardzo, bo kocha cię jak brata, jak przyjaciela, ale w tamtym rozkochała się i powiada, że żyć bez niego nie może, cóż robić? Serce nie sługa! pójdź, kochany panie Bolesławie, do altany pogadamy o wszystkiém!
Bolesław słuchał z pochyloną na piersi głową,