z oczyma szklano utkwionemi w ziemię. Wyglądał na człowieka, który zupełnie nie rozumié, co się z nim dzieje i nie może odszukać wątku myśli. Automatycznie poszedł za panią Niemeńską do altany i usiedli oboje na ławce.
Ciotka Wincuni, po przełamaniu pierwszych lodów, ośmieliła się i nabrała wymowy. Opowiedziała Bolesławowi cały przebieg znajomości Wincuni z Alexandrem, jak ona nie wiedziała wcale o tém, że dziewczyna była już nim zajęta, jak Wincunia nikomu się nie zwierzała, bo walczyła z sobą, jak właśnie z tego powodu mizerniała, bladła i t. d. Skończyła na opowiedzeniu o wczorajszym wieczorze, jak młody Snopiński przyjechał, oświadczył się, Wincunia mu przyrzekła, a ona nie mogła sprzeciwiać się, widząc wzajemną miłość, dwojga młodych ludzi, témbardziéj, że Wincunia ma swoję wolę, i swój fundusz, a ona nie jest jéj matką, ale tylko ciotką, która wprawdzie kocha ją jak matka, ale władzy rodzicielskiéj nad nią nie posiada.
Bolesław nie przerywał jéj ani jedném słowem: ręce skrzyżował na piersi, oczy utkwił w ziemię a z twarzy jego nie ustępowała wielka bladość.
Gdy pani Niemeńska umilkła, zaczął mówić zniżonym i trochę przerywanym głosem, nie odrywając wzroku od ziemi:
— Wiadomość, którą otrzymuję od pani w téj chwili, nie znajduje mię całkiem nieprzygotowanego.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 1.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.