z tym człowiekiem, odtrąconym przez nią, a tak serdecznie życzącym jéj szczęścia... oczy zaszły łzą...
W téj chwili skrzypnęły drzwi od sieni i ukazał się na progu człowiek, odziany w pretensyonalną liberyą, osypaną teraz śniegiem.
— Czego chcesz, Pawełku? — spytała go Wincenta.
— Proszę pani — odpowiedział furman z odcieniem zuchwałości w głosie, który znamionował nie zupełną trzeźwość — człowiek nie pies i dłużéj nie ustoi na takim chłodzie, a do tego i konie rwą się i nie chcą...
Wincenta wydawała się przez chwilę zakłopotaną, a we drzwiach przyległéj izby zjawiła się Szlomowa i rzekła:
— Jeżeli pani pozwoli, pójdę, przypomnę mężowi pani, że pani czeka tutaj i konie stoją na zimnie.
— Dobrze, moja pani Szlomowo — odrzekła, a zwróciwszy się do furmana, powiedziała mu, aby wrócił pilnować koni, a wnet pan ukończy swe interesa ze Szlomą i pojadą.
Szlomowa wstąpiła na wschody, prowadzące na facyatkę; im daléj szła, tém głośniejszy gwar rozmów, śmiechów i śpiewów bił w jéj uszy. Otworzyła drzwi od sali i zatrzymała się przez chwilę na progu, uderzona widokiem, który przedstawił się jéj oczom.
Na środku bilardu stał barczysty i wysoki Franciszek Siankowski, głową dotykając prawie sufitu, z kieliszkiem napełnionym w ręku. W koło niego stało w różnych pozach z dziesięciu mężczyzn młodych
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.