i średniego wieku, między któremi był Alexander Snopiński, także z kielichami podniesionemi w górę; wyraźnie była to owacya, czyniona solenizantowi.
— Niech żyje Franuś! — ozwał się rozgłośny okrzyk w chwili, gdy żydówka drzwi otwierała; po nim nastąpiła wrzawa, śmiech, koncepty, wykrzykniki, nad któremi panował gruby głos Franusia, prawiącego jakąś przemowę, w kształcie podziękowania.
Szlomowa, któréj wejścia nikt nie słyszał, zbliżyła się do Alexandra i pociągnęła go za połę surduta.
— Czego chcesz? utrapiona Szlomowo! — zawołał, oglądając się, Snopiński.
— Przepraszam pana — rzekła żydówka — ale żona pańska czeka na dole w izbie i konie stoją...
Wszyscy umilkli na chwilę, Alexander pochwycił się za głowę.
— O, dla Boga! — zawołał — zapomniałem!
Postawił kieliszek na bilardzie i rzekł do towarzyszy:
— No, bywajcie zdrowi! muszę jechać!
— Jakto! porzucasz nas! — zawołało kilka głosów — tak prędko? za nic nie zgodzimy się na to!
Kilka rąk ujęło go za ramiona.
— Bójcie się Boga!.. żona!.. — zaczął z zakłopotaną miną Alexander.
Homeryczny śmiech wybuchnął. Franuś, stojący ciągle na bilardzie, zaczął złośliwie kiwać głową i zaintonował basem piosenkę: Wilczysko się ożeniło,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/028
Ta strona została uwierzytelniona.