Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

— Rozkaż pan swemu furmanowi usiąść na moje sanie, a żonę pańską ja sam powiozę.
Snopiński odezwał się do furmana, pocałował żonę w rękę i wbiegł do oberży, a za nim wróciła Szlomowa, postękując na zimno. Alexander jednym susem był już na wschodach do facyatki, i kiedy na nie wstąpił, razem z hukiem wiatru doleciał go z jednéj strony śmiech i śpiew hulających towarzyszy, z drugiéj dzwonek sań, uwożących jego żonę. Przystanął i zamyślił się na chwilę; lekki wyrzut i niezadowolenie z siebie samego odbiło się na jego ruchoméj twarzy, ale w mgnieniu oka rozpogodził ją, poskoczył i z piosnką na ustach wszedł na salę.
Na świecie nocna burza huczała ciągle; wicher leciał z północy, szalał po polach, szumiał, huczał, przycichał chwilami i zrywał się znowu ze zdwojoną gwałtownością, a nie znajdując żadnéj opory na gładkiéj równinie, porywał mgłę śniegową, tworzył z niéj bryły, tumany i gnał je wściekle, to rozsypując w proch drobny, kolczaty, to zbijając w masy chmurzyste i lecąc z niemi daleko, szeroko, aż pod odległe ściany lasów, o które rozbijał się, grzmiąc, jęcząc, wzdychając, jakby zjednoczonemi piersiami mnóztwa olbrzymów.
W górze sklepienie całe oblokło się szarą oponą, niby jednolitym, na jakimś olbrzymim warsztacie utkanym, obrusem; ani jednéj gwiazdy nie było, dziwne jakieś szelesty płynęły nizko po ziemi, z pod nieba