liony ludzi, którym, z największym trudem przychodzi wmawiać pożytek najelementarniejszych prawideł, prawideł hygieny i ekonomii społecznéj; ludzi, którzy nie mają najmniejszych pojęć o dobrodziejstwach nauki, przeciwnie lękają się jéj i wolą opłacać oszustów, których zwą czarodziejami, niż lekarzy, mogących im przyjść z rzetelną pomocą! Te myśli nasuwają mi marzenia o szkółce ludowéj, która-by obok szpitala stanęła, i o nauczycielu wiejskim, który-by rozjaśniał umysły młodego pokolenia, w czasie, gdy doktor zajmował-by się leczeniem ich fizycznych cierpień...
„Świetne to marzenie, za niém postępują inne i inne jeszcze i końca niéma tym pragnieniom, jakie się tworzą w sercu dla dobra tych, którzy na wspólnéj ze mną ziemi mieszkają...
„Ale nie czas jeszcze, trzeba wprzódy jedno dzieło przyprowadzić do końca, a potém dopiéro brać się do drugiego; gdy wiele rzeczy razem się rozpoczyna, żadna nie będzie spełnioną, jak należy: rozwagi, wytrwałości i cierpliwości...”