Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

Byli w sobie tak rozkochani, że nie widzieli wkoło siebie nic i nikogo; Alexander wobec mnóztwa świadków porywał młodą żonę w objęcia, ona rumieniła się, ale z lichwą oddawała mu pocałunki...
Nie można było dość napatrzéć się na nich, tak byli zgodni w zdaniach, chęciach, gustach. Co ona chciała, on chciał, co on chciał, ona chciała. Dziewice zazdrościły jéj, młodzieńcy jemu; powiadano, że oboje urodzili się w wieńcach. Przepowiadano, że istnienia ich popłyną, jak biblijne rzeki, mlekiem i miodem...
Ktoś raz odważył się zaprzeczyć temu, powiedział, że obawia się o przyszłość tego młodego małżeństwa. Dla czego? zapytano chórem. Mizantrop odpowiedział znaną ludową piosenką:

Ożenił się mołodyj
I wziął wesnowatu,
Nie umieli szczo robyty,
Podpałyły chatu!

— To znaczy, że są za młodzi? — spytano. — Tak — była odpowiedź.
Oburzenie powszechne! więc starzy tylko mają się żenić?
— Nie, ale téż i nie dzieci.
Ktoś drugi z innéj jeszcze strony rzecz tę uważał.
— Teraz to dobre — rzekł — ale będzie źle z nimi.
Dlaczego? spytano z uśmiechem niedowierzania.