Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

obrażenia nie ma: on zdolny chłopak i sprytny, ani słowa! ale wietrznik, samolub, próżniak, hulaka. Dla czego oni pobrali się? czy znali siebie dobrze wzajemnie? czy mieli dla siebie szacunek? czy pewni byli, że charaktery ich pogodzą się przez całe życie? Gdzie tam! ona, młoda i żywa, zapragnęła nowych wrażeń, dała się odurzyć jego słodkim słówkom, rozkochała się w jego gładkiéj twarzy; on zapalił się do gładkiéj dziewczyny, chciał zwyciężyć Topolskiego, może i Niemenka uśmiechnęła się trochę, paf! pobrali się! I kiepsko będzie, mosanie! Piérwszy rok pójdzie jak po maśle, w drugim zacznie się już gruda, a w trzecim będzie już strasznie zła droga, i im daléj, tém gorsza. Ona stanie się jemu prędko ciężarem i kulą u nogi, on jéj zgryzotą codzienną i ciągłym obrazem rozczarowania. Bo widzisz, mospanie, mnie się zdaje, że ona, jak szła za niego, to była chora na tę chorobę, co to nazywa się hallucynacya, a w hallucynacyi człowiek widzi różne dziwolągi, których w istocie niéma.
Otóż on ją prędko z téj choroby wyleczy, a ona jak wyzdrowieje, to i zobaczy, że nie jest już Wincunią Niemeńską, hożą, świeżą i wesołą narzeczoną poczciwego Topolskiego, ale Wincentą Snopińską, zmęczoną, smutną, rozczarowaną żoną młokosa, który będzie o nią dbał, jak o piąte koło u woza i będzie ją porzucał, aby grać w bilard u Szlomy, albo zalecanki stroić do panien w salonach i nie w salonach... at!..