Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

wydać się piękną, najpiękniejszą oczom Olesia. Różowa perkalowa sukienka poszła gdzieś na dno jakiéjś szuflady, jako niezdatny antyk, który się chowa na pamiątkę, a Wincunia nosiła niekiedy czarne suknie, bo przy nich najlepiéj odbijała białość jéj twarzy, albo błękitne, bo barwa ta godziła się ślicznie z lśniącym kolorem jéj włosów, albo białe, bo Oleś po raz piérwszy wyraźnie powiedział jéj, że ją kocha, gdy była w białéj sukni. Alexander uwielbiał żonę, gdy, skończywszy toaletę, wychodziła ze swego pokoju, świeża, strojna, nieledwie świetna. Padał przed nią na kolana i, całując jéj ręce, wołał: moje bóztwo! Porywał ją czasem na ręce i nosił po pokojach, jak dziecko, okrywając pocałunkami; chciałby ją całemu światu pokazać, woził ją nieustannie po sąsiedztwie i gości spraszał do siebie bez miary; w Niemence ciągły był huk, szum, turkot, okna rzęsiście oświetlone po całych nocach, niekiedy muzyka, a często tańce. Te ostatnie bywały czasem i wtedy, gdy nikogo z obcych nie było. Alexander prowadził ciotkę żony do fortepianu i prosił, żeby zagrała jakiegoś staroświeckiego walca, a sam porywał Wincunię i kręcił się z nią po wszystkich pokojach, aż póki oboje, śmiejąc się głośno i ledwie oddychając ze zmęczenia, nie upadli na krzesło. Raz pochwycił jakiegoś starego urzędnika z sąsiedztwa i prośbami zmusił go, aby mu pokazał, jak się tańczył niegdyś menuet, odtąd tańczył często z Wincunią menueta, a pani Niemeńska grała,